Nieco zaburzę chronologię zamieszczanych postów, ponieważ kilka dni temu odwiedziliśmy po raz kolejny Tokaj, stolicę tokajskiego regionu winiarskiego. Miasteczko to jest nam bardzo bliskie, trudno nawet określić ile razy tam byliśmy. Spacerując po Tokaju w ten jesienny, listopadowy, ale bardzo pogodny i ciepły dzień, cały czas czuliśmy w powietrzu charakterystyczny zapach fermentującego moszczu winnego. Ten rok był dla winiarzy nad wyraz udany, winogrona spokojnie dojrzewały w gorących promieniach słońca, więc wina z rocznika 2015 zapowiadają się wybornie. Teraz jesienią winiarze wypatrują jednak tego, co gdzie indziej jest oznaką zniszczenia i zepsucia, a w Tokaju czeka się wręcz z niecierpliwością na pojawienie się szlachetnej pleśni Botrytis cinerea, która zamienia wiszące jeszcze na krzewach winogrona późnego zbioru w mięsiste rodzynki. Oprócz pleśni pojawiającej się na gronach, równie ważna jest pleśń Cladosporium cellare, której delikatne kolonie pokrywają ściany tutejszych piwniczek, zapewniając idealne warunki dla dojrzewania wina. Właśnie te dwa rodzaje pleśni oraz szczególny mikroklimat stworzyły podstawy do rozwinięcia się niezwykłego regionu winiarskiego, którego sława obiegła cały świat. Winorośl jest tu uprawiana od co najmniej tysiąca lat na południowych stokach doskonale nasłonecznionych, wulkanicznych wzgórz, osłoniętych od północy pasmem Karpat, a bardzo korzystne ze względu na rozwój pleśni są długie, wilgotne i słoneczne jesienie. O winach można mówić godzinami, ale lepiej jest je degustować, a najlepiej degustować w Tokaju.
Na koniec anegdotka. Pewien Węgier raz powiedział: wolałbym, żeby mi dukat spadł na ziemię niż kropla wina. Gdy go zapytano dlaczego, odrzekł: bo dukata podniosę, a kropli wina już nie.

Zdjęcia: Tomasz Rajs